środa, 25 grudnia 2013

54. Dobry zabójca - Dean Koontz




wydawnictwo: Albatros
tytuł oryginalny: The Good Guy
data wydania: 27 lutego 2009r. 
ilość stron: 384
okładka: miękka 
kategoria: thriller 


„Nie trzeba pytać dlaczego.Zło po prostu istnieje.”

W ciągu naszego życia spotykamy wielu ludzi. Jednych poznajemy dość dobrze, zaprzyjaźniamy się z nimi, planujemy wspólne randki, wyjazdy, może nawet będziemy prowadzać nasze dziećmi z ich dziećmi do szkoły. Spotykamy też takie osoby, które na pierwszy rzut oka wywierają na nas złe wrażenie. Nie chcemy mieć z nimi nic do czynienia, więc nie próbujemy kontynuować znajomości. Spotykamy również takie osoby, o których nawet nie wiemy, że je spotkaliśmy. Mijamy się z kimś na ulicy, wpadamy na kogoś, zamieniamy z kimś jedno słowo na przejściu dla pieszych, czekając na zielone światło. Równie dobrze ktoś może się do nas przysiąść, gdy siedzimy w barze. Nigdy nic nie wiadomo, a możliwości jest wiele.

Tim Carrier również spotkał na swojej drodze osobę, z którą nie chciał zawrzeć znajomości. W gruncie rzeczy to ta osoba spotkała jego, gdy w spokoju, pogrążony we własnych myślach, sączył piwo w barze. Osoba niewiele mówiła o zadaniu, ale jedno było jasne. Musiał ją zabić. Musiał zabić kobietę, której nie znał i nie wiedział, dlaczego miał to zrobić. Lecz nagle, gdy osoba odeszła, pojawiła się druga, chętna do zajęcia się sprawą. Ale on na to nie pozwolił. Wiedział też, że ta osoba nie odpuści i będzie chciała wykonać misję. Dlatego musiał działać. Musiał odnaleźć Lindę i uchronić przed niebezpieczeństwem. 

Na tym etapie Tim spotka trzy osoby, o których wcześniej nie słyszał. Dzięki pierwszemu człowiekowi jego życie zmienia bieg w zupełnie inną stronę, czego nigdy nie oczekiwał. Lecz co się stało, to się nie odstanie. Trzeba działać, aby zdążyć na czas. 

Tim dociera do Lindy - zdezorientowanej wiadomością, że jest celem zabójcy. Nie wie, kto pragnąłby jej śmierci. Jest spokojną osoba, nie krzywdzi ludzi, nie przyczynia się do żadnych złych rzeczy. A jednak jest celem. Wraz z Timem zaczynają ucieczkę, w której nieoczekiwanie to Tim stanie się celem. W całą akcję włączy również przyjaciela, Pete'a, który mimo perspektywy utraty pracy zgodzi się mu pomóc. To jest jedna z tych osób w życiu Tima, z którą chciał kontynuować znajomość. 

- Powiedział, że odnajdzie nas szybciej, niż nam się wydaje. 
- Płatni zabójcy lubią się przechwalać. 

Oni uciekają. Zabójca ich goni. Oni się boją. On jest spokojny. Oni nie mają planów awaryjnych. On jest przygotowany. Oni mają wiele do stracenia. On nic. Bawią się w kotka i myszkę. Ale kto jest kim? 

Muszę przyznać, iż pomysł na książkę Koontz miał świetny. Do pewnego momentu. Jednak biorąc pod uwagę sam zamysł, z chęcią bym mu pogratulowała, bo naprawdę mi się spodobał. Ale jak mam ocenić cała resztę? Wykonanie? Zakończenie? Na wszystkie te aspekty pasuje jedno słowo: ŹLE. Koontz po prostu źle wykonał swoje zdania. Miał taki dobry pomysł i spartaczył go też w dobry sposób. Dawno nie czytałam chyba powieści, która zostałaby w taki sposób oszpecona. Nie da się znaleźć na to innego określenia - została po prostu oszpecona. Sam początek - ten przez kilkanaście pierwszych stron - fakt faktem nie jest zbyt dobrze napisany, ale ciekawi czytelnika. Gdyby nie fakt, że spodobał mi się pomysł, rzuciłabym tą książkę w kąt, bo styl pisania autora nie należy do najciekawszych. Ale chciałam się dowiedzieć, jak Koontz zakończy swoją powieść. Z lekką irytacją czytałam kolejne strony, nie mogąc doczekać się końca. A gdy w końcu się go doczekałam, żałowałam, że nie zostawiłam tej pozycji w spokoju. Jestem naprawdę zawiedziona! Nie sądziłam, że znany, dobrze sprzedający się pisarz, zrobi coś takiego. Liczyłam na więcej intrygi. Więcej CIEKAWYCH zwrotów akcji. Ciekawszych dialogów. Więcej opisów. Nie potrzebowałam dziwnych stwierdzeń, które wynikały z dialogów, a później były powtarzane, pod dialogiem. Po co? Do tej pory nie rozumiem. 
Książka w ogóle mnie nie zaskoczyła, nie podobała mi się, więc jaka mogłaby być ocena? Pewnie najniższa. Jest to kolejna pozycja Koontza, która mi się nie podobała. Według mnie autor po prostu nie ma talentu do tworzenia intrygujących powieści.

Tim spotkał w swoim życiu Lindę, z którą zapragnął kontynuować znajomość. Ja poznałam Deana, z którym nie chcę mieć więcej do czynienia.  


środa, 18 grudnia 2013

53. Dobranoc, słonko - Heidi Hassenmuller





wydawnictwo: Ossolineum
data wydania: 2004r. (danego wydania)
tytuł oryginalny: Gute Nacht, Zuckerpüppchen
ilość stron: 122
okładka: miękka
kategoria: literatura młodzieżowa 



Pierwszy raz sięgnęłam po tą książkę na przełomie I i II klasy gimnazjum, kiedy takie pozycje pochłaniałam w jeden wieczór, a ich tematyka bardzo mnie fascynowała. Z biegiem czasu "młodzieżówki" przestały mnie interesować, jednakże nadal mam sentyment do niektórych pozycji, które chyba na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Taką książką jest właśnie "Dobranoc, słonko", którą upolowałam w bibliotece zupełnie przez przypadek. Nie szłam do niej z zamysłem wypożyczenia akurat tej pozycji, lecz kiedy mój wzrok ją wypatrzył, nie mogłam przejść obok niej obojętnie.

"Dobranoc, słonko" opowiada historię Gabi - małej, dorastającej z każdymi stronami, dziewczynki, mającej oparcie w starszym bracie. Akcja rozgrywa się w latach 50., w czasach powojennych, kiedy ludzie nadal nie byli bezpieczni, nie zawsze mieli do jeść bądź gdzie mieszkać. Autorka zwraca uwagę na te kwestie, jednak nie to jest najważniejszym wątkiem całej fabuły.
Gabi jest pilną uczennicą, na początku ma lekkie problemy z odnalezieniem się w klasie, lecz z czasem zaczyna zdobyć różne przyjaźnie. Przyprowadza nawet swoją przyjaciółkę do domu, aby mogły razem odrobić lekcje lub porozmawiać. Ale po tym spotkaniu dziewczynka nie chce więcej rozmawiać z Gabi. Gabi sądzi, że to niemożliwe, że on nie mógł zrobić tego jej koleżance. Prawda jest jednak inna - jej ojczym dotykał w różnych miejscach nie tylko ją, lecz również jej przyjaciółkę.
Anton Malsch pojawił się znikąd i zniszczył Gabi całe życie. Brat, gdy tylko mógł, opuścił dom, zostawiając ją samą; mama przejmowała się bardziej swoim mężem niż córką; niektórzy nie chcieli się z nią zadawać, ponieważ usłyszeli złe słowa na jej temat. Wszystko przez jednego człowieka, który nieproszenie wtargnął do jej życia, zamieniając je w koszmar.

Molestowanie seksualne nie powinno być tematem tabu, lecz przeważnie nie chce się rozmawiać na ten temat, unika się go jak ognia. Niektórzy mają przykre doświadczenia i nie chcą o nich opowiadać. Inni chcą opowiedzieć swoją historię innym, która być może pomoże w jakiś sposób ludziom w podobnej sytuacji. Z badań przeprowadzonych wśród dorosłych wynika, że co trzecia kobieta i co dziesiąty mężczyzna byli wykorzystywani seksualnie w dzieciństwie. Mało kto jednak przyzna się do tego głośno. Heidi Hassenmuller podjęła się pisania na taki a nie inny temat, ponieważ sama doskonale go zna.

"To historia mojej młodości, której nie miałam... Napisałam ją z myślą o tych wszystkich dziewczętach, które znalazły się w równie beznadziejnej sytuacji. Przerwijcie milczenie i wołajcie o pomoc! Bez przerwy, aż was usłyszą."


 "Dobranoc, słonko" pisane jest lekkim językiem. Nie zawiera obszernych opisów, które nudziłyby czytelnika. Rozdziały są krótkie i konkretne - przekazują to, co przekazać mają. Nie ma w tej książce nic zbędnego. Czyta się szybko i przyjemnie, mimo mało przyjemnej tematyki. Osobiście uważam,że powinien zapoznać się z nią każdy nastolatek.


Kilka innych książek Hassenmuller, które warto przeczytać:   

*Desiree, czyli czas próby
*Niemy śmiech
*Fałszywa miłość
*Czarne, czerwone, śmierć
*Anioły stąd odeszły
*Pewnej wrześniowej niedzieli
*W sidłach anoreksji

niedziela, 15 grudnia 2013

52. Przegląd Końca Świata: Feed - Mira Grant




wydawnictwo: Sine Qua Non 
data wydania: 7 listopada 2012r. 
tytuł oryginalny: Feed
ilość stron: 496
okładka: miękka z zagięciami 
kategoria: zabawny thriller z dawką fantastyki 


 Niespełna godzinę temu, kiedy poczułam suchość w gardle, otworzyłam oczy, rejestrując pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Niechętnie wyciągnęłam dłoń w poszukiwaniu telefonu, który uświadomiłby mnie, jak późno się zbudziłam. Ledwo zerknęłam na niewielki ekranik i z wielkim ociąganiem podniosłam się, ruszając po dzienną dawkę kofeiny. Tak, sprawdziłam. W pobliżu nie było zombie.

Rok 2014. Wynaleźliśmy lek na raka. Pokonaliśmy grypę i przeziębienie. Niestety stworzyliśmy też coś nowego, strasznego, coś, czego nikt nie mógł zatrzymać. Infekcja rozprzestrzeniła się szybko, wirus przejmował kontrolę nad ciałami i umysłami, wydając jedno tylko polecenie: jedz!

Upłynęło 20 lat. Georgia i Shaun Mason są na tropie największej historii w ich życiu – mrocznej konspiracji stojącej za infekcją. Prawda musi wyjść na jaw, nawet jeśli jest śmiertelna.


Jednym słowem: zombie. Jest wszędzie. Nawet kiedy go nie widać, ono gdzieś się czai, a jeśli się nie czai i tak trzeba myśleć w sposób taki, jakby się czaiło. Nie można wyjść spokojnie na ulicę bez uzbrojenia, bo w każdej chwili jest szansa na natknięcie się na nieumarłego. Trzeba uważać. Owszem, istnieje różnoraka ochrona, ale jeśli do zakażenia dojdzie w miejscu nią objętym, nie ma zmiłuj, trzeba działać. Jeśli ugryziony zostanie twój brat lub przyjaciel, nie będziesz się nad nim litował. Strzelisz mu kulkę w środek głowy, żeby ratować siebie i innych, bo on i tak już nie żyje. Jednak niektórzy lubią zbliżać się do zombie, ryzykując życie, by nagrać jakiś materiał i opublikować go w sieci. Chyba nie pomyśleliście, że robią to z czystej przyjemności. To po części ich praca - w ten sposób ostrzegają innych na całym świecie, co może się wydarzyć, kiedy zadrzecie z zombie. Shaun to wie, Georgia to wie, ale oboje chcą poznać prawdę, nie zważając na utratę życia.

Tak naprawdę jest ich trójka. Buffy jednak nie wychodzi w teren - zajmuje się pracą komputerową. Jest w tym dobra. Nawet bardzo. We trójkę tworzą zgrany zespół, który otrzymuję pracę u kandydata na prezydenta. Mają mu towarzyszyć, tworzyć rozeznania, wywiady, etc. etc. Nie mogą mijać się z prawdą, nawet jeśli jest nie wygodna dla owego kandydata. Sam tego chciał. Więc kiedy nieszczęście spada na jego rodzina, próbując odkryć tą prawdę. Za jaką cenę?

Sięgając po tą pozycję, zdawałam sobie sprawę, iż będę czytać coś, po co nie sięgam zbyt często. Tak, chyba się powtarzam. Ale jednak trzeba czasami tak zrobić. Podeszłam do tej książki z zaciekawieniem i optymizmem, który już na pierwszych stronach powoli zaczął się ulatniać...

Mira Grant stworzyła zupełnie nowy świat, niekoniecznie lepszy od naszego, rzeczywistego. Stworzyła wirusa, o których my byśmy nigdy nie pomyśleli. Ona jednak wpadła na ciekawy pomysł i postanowiła go wykorzystać. Owszem, w tym momencie stwierdzam, że sam pomysł nie jest zły. Jestem wręcz pod wrażeniem, iż autorka z wielką dokładnością opisała wirus KA. Nie lada zadaniem jest wymyślić coś takiego.
Nie mogę jej jednak pogratulować, jeśli chodzi o resztę fabuły, mianowicie ten cały wyjazd dziennikarskiej trójki z prawdopodobnie przyszłym prezydentem i trudnościami, które napotkali na swojej drodze. Zwykła, nieudana, nic nie wnosząca do naszego życia otoczka, która może zanudzić człowieka na śmierć. I ta cała otoczka tak naprawdę ciągnie się od początku do końca. Wniosek: cała książka może zanudzić człowieka na śmierć.

Sądziłam, że powieść będzie żywsza, że więcej będzie się w niej działo, że każdą stronę będę czytała z zapartym tchem. A jednak czytałam ją z półotwartymi oczyma. Tak naprawdę nie zauważyłam w niej nic niezwykłe interesującego (oprócz samego wirusa), podczas gdy sporo osób się nią zachwyca. Ciekawy zarys fabuły został przedstawiony w nieciekawy sposób, wręcz nudny. Rozmowy z gubernatorem, jego żoną, innymi ludźmi... od tego wszystkiego emanowała monotonność i szarość - nie byłam w stanie zobaczyć jasnych kolorów w tej powieści, nawet jeśli miałam możliwość przeczytania o kochającym się rodzeństwie, które oddałoby za siebie życie. Lecz czy mogłabym to uznać za interesujące? Niekoniecznie.

Gdzieś w opisie czytałam o jakiejś dawce humoru w powieści. Z tym muszę się zgodzić - pojawiła się w Feed. Tak, czasami uśmiechnęłam się pod nosem, czytając cięte dialogi. Istotnie, taki zabieg pasował do stylu, jakim została napisana książka.

Nie wiem, jak ostatecznie ocenić ową pozycję. Fakt, nie podobała mi się, czytałam ją baaaardzo długo, a nawet sądziłam, iż nie dotrwam do końca, jednak czy mogę określić tą powieść jako totalną klapę, nawet jeśli sądzę, że może naprawdę zanudzić? Nie jestem pewna, więc dzisiaj wstrzymam się od oceny.